Źródło: Mirosław Wójcik
10 May 2017 15:09
tagi:
Dukla Wolf Race, etapówka, Gomola Trans Airco
Długo czekaliśmy, by w tak pięknym i trudnym terenie przeżyć wyścig etapowy, który w otoczeniu dzikiej przyrody da kolarzom prawdziwą dawkę MTB - czyli tego za czym kolarze górscy tęsknią przez całą zimę.
Wydarzenie rodziło się w głowach organizatorów od dłuższego czasu, ale warto było czekać, ponieważ stworzyli przepiękne, sportowe zakończenie długiego weekendu majowego.
Dukla Wolf Race to trzydniowy i zarazem jedyny w Polsce południowo-wschodniej wyścig etapowy przebiegający przez Krainę Łemków, w dzikich zakątkach Beskidu Niskiego. Organizatorem wydarzenia jest dukielski MOSiR - znany z wielu udanych edycji Cyklokarpat.
Zapisy odbywają się online, a na liście startowej znalazło się nieco ponad sto nazwisk, między innymi goście z zagranicy. W pakiecie startowym był oczywiście numer z chipem, racebook, ręcznik z wyszytym logo wyścigu, próbki odżywek od sponsora oraz przewodnik po okolicznych szlakach rowerowych. Organizator zadbał także o naklejki z profilami poszczególnych etapów, a całość zapakowana była w poręczny, pamiątkowy worek - pełna profeska!
Start i meta pierwszego etapu (Grodzisko-Wietrzno) zlokalizowane były w miejscowości Wietrzno. Dystans jaki mieliśmy do pokonania to 48km i 1254m w górę. W tym samym dniu i na tej samej trasie rozgrywany był również wyścig MTB Wietrzno o Puchar SLOWBESKID. Dystans nie powalał, ale trzeba sprawiedliwie wspomnieć o deszczowej aurze, która nie rozpieszczała nas od dłuższego czasu. Większość odcinków leśnych ze względu na grząskie podłoże trzeba było pokonywać siłowo i bez szarpania. Błoto oblepiało dokładnie każdy możliwy skrawek sprzętu i jeźdźca.
Trasa była interwałowa i z dużą ilością sekcji leśnych, na których brak trakcji zarówno w górę jak i w dół, sprawiał że technika, a nie tylko mocna noga odgrywała kluczową rolę. Kręta trasa wiodła tuż obok Muzeum Przemysłu Naftowego i Gazowniczego w Bóbrce. Zapach ropy unoszący w się w lesie towarzyszył kolarzom przez dłuższą część etapu. Trasa dość ciekawa dla kibiców ze względu na kilkukrotny przejazd obok linii start/meta, jak również bliską lokalizację technicznych sekcji w okolicach Wietrzna i Bóbrki.
Etap pierwszy to był tylko przedsmak tego, z czym przyszło się nam zmierzyć kolejnego dnia.
Drugi dzień ścigania nosił nazwę Piotruś–Cergowa i miał dostarczyć nam niesamowitych wrażeń zarówno pod kątem długości trasy jak i przewyższeń. Etap przewidywał 72km i 2388m w górę. Start zlokalizowany był na terenie dukielskiego ośrodka MOSiR, na którym wielokrotnie gościmy podczas zawodów z cyklu Cyklokarpaty. Do pokonania mieliśmy kilka soczystych wzniesień: Baranie, Ostra, Piotruś i Cergowa, ale ze względu na roboty leśne organizator zrezygnował z wjazdu na górę Cergowa. Nie wpłynęło to jednak na długość trasy i przewyższenia. Trasa częściowo przebiega szlakiem granicznym ze Słowacją, poprzez Przełęcz Dukielską i przejście graniczne w Barwinku, obok którego możemy spod zabłoconych okularów zobaczyć pamiątki z czasów II wojny. Drugi etap to walka ze słabościami i sprawdzian wytrzymałości dla ciała, ducha i sprzętu. Było kilka długich wzniesień, które trzeba było pokonać z buta - czasem ze względu na puste nogi i nachylenie, a czasem ze względu na brak trakcji i wszechobecne błoto. Zjazd z Piotrusia to soczysta sekcja AGD rodem z Karpacza. Kamienie wielkości lodówek, pralek i mikrofalówek - no może czasem tostera, sprawiają że tylko wytrawni kolarze MTB potrafią cieszyć się z płynnego przejazdu. Etap dał niesamowitą frajdę, ale po czterech godzinach ścigania wszyscy wypatrywaliśmy dukielskiego rynku, na którym znajdowała się meta.
Trzeci etap (Baranie–Kardasz) wiedzie na południe od Dukli w stronę granicy ze Słowacją. Niestety ze względu na warunki pogodowe i bezpieczeństwo zawodników trasa została skrócona do 50 km i 1200m przewyższeń. Od startu było mocne tempo, zupełnie jakby to był pierwszy dzień rywalizacji. Sytuacja na podium w poszczególnych kategoriach jeszcze nie była rozstrzygnięta i każdy chciał nadrobić straty w ostatni dzień. Czołówka mogła jeszcze wiele namieszać, szczególnie że tego dnia wielu czołowych zawodników miało defekty i gubiło trasę. Pierwsza część trasy była podobna do drugiego etapu, natomiast końcówka była poprowadzona zielonym szlakiem z Tylawy w kierunku Dukli. To były to, co górale lubią najbardziej. Kręty, techniczny singiel po kamieniach i korzeniach ze zmienną dynamiką przejazdu to prawdziwy test możliwości dla sprzętu i dla naszego przygotowania do jazdy w trudnym terenie. Ostatnie kilka kilometrów to widowiskowy przejazd przez kamieniołom, gdzie można było nawiązać kontakt wzrokowy z innymi zawodnikami, jak i otrzymać solidny doping od kibiców. Kibice byli bardzo mobilni, aktywni i głośni, co dodawało nam dodatkowej motywacji. Korzystając z nowoczesnej techniki, na portalach społecznościowych pojawiło się kilka relacji live, co świadczy o ogromnym zaangażowaniu osób, które były na miejscu i wspierały swoje koleżanki i kolegów.
Na mecie każdy z kończących trzeci etap otrzymał pamiątkową koszulkę finishera- co jest już tradycją na wyścigach etapowych, oraz pamiątkowe zdjęcie grupowe.
Dla kogo jest ten wyścig? Dla świadomego swoich sił kolarza górskiego. Jeżeli jedziesz na wynik licz się z tym, że tu nie ma przelewek, a w opłacie startowej zawarta jest konkretna dawka MTB!
Rowerowi pasjonaci też znajdą tu coś dla siebie. Można poznać z perspektywy siodełka dziki rejon Beskidu Niskiego i przeżyć kilka dni z dala od miejskiego zgiełku, gdzie czas biegnie zdecydowanie wolniej.
Osoby towarzyszące bez problemu znajdą coś dla siebie odwiedzając liczne zabytki, muzea lub delektując się lokalną kuchnią.
Podsumowując:
Po trzech dniach ścigania, pokonując blisko 170km i 4800m przewyższeń, koszulkę finishera zdobywa 71 ze 104 kolarzy, którzy wystartowali pierwszego dnia. Łączny czas zwycięzcy to blisko 9 godzin i 20 minut, a ja tracąc do niego 50 minut ostatecznie zająłem 2 miejsce w M3 i 7 w klasyfikacji generalnej.
Organizatorzy stanęli na wysokości zadania. Bogaty pakiet startowy, czytelny racebook, wyniki online, sprawna dekoracja i pomiar czasu. Na terenie MOSIR’u można było skorzystać z ciepłych pryszniców i zmyć z siebie tony błota. Na pochwałę zasługuje też duża i pyszna “micha” na bogato serwowana w czasie trzech dni wyścigu. Dzięki uprzejmości fotografów możemy spróbować odnaleźć swoją ubłoconą twarz na profesjonalnie wykonanych fotkach.
Dla najlepszych zawodników organizator przy wsparciu sponsorów ufundował nagrody finansowe oraz rzeczowe w ilości niejednokrotnie przekraczającej możliwości chwytowe nagradzanych.
Nie bez znaczenia jest coś, co można było poczuć podczas trzech dni rywalizacji. Coś, co według mnie jest to bardzo ważne w sporcie amatorskim, a mianowicie prawdziwa kolarsko-rodzinna atmosfera, dużo uśmiechu i zero negatywnej rywalizacji. Myślę, że stali bywalcy Cyklokarpat wiedzą o czym mowa, a Ty jeżeli chcesz tego doświadczyć to zaplanuj swoją majówkę w gminie Dukla i dołącz w przyszłym roku do watahy Dukla Wolf Race!
P.S.
Oczywiście zdarzały się punkty, w których były pozrywane oznaczenia na trasie ale pamiętajmy: wzdłuż ścieżek przechadzają się również mieszkańcy, turyści oraz ... watahy wilków.
Info:
http://wolfrace.mosir.dukla.pl/
Galeria:
https://www.facebook.com/duklawolfrace