Źródło: Tomek Solecki
22 Jun 2017 23:47
tagi:
Gomola Trans Airco, Diablak, triathlon
20 lat "zabawy w sport" trzeba jakoś uczcić, a skoro nikt w Polsce jeszcze nie ukończył wszystkich triathlonów rozgrywanych na dystansie Ironman, postanowiłem to zmienić.
Na pierwszy ogień poszedł Beskid Extreme Triathlon.
„Diablak” wystartował 17 czerwca. Sama już nazwa wskazuje na piekielną trudność triathlonu i tak właśnie było. Start zaplanowano na godzinę 4:00 rano spod tamy na Tresnej na jeziorze Żywieckim. Po wejściu do wody, która okazała się gorąca, czekał nas odcinek o długości 3,8km. Ponieważ organizator nie zagwarantował boi nawigacyjnych, musieliśmy trzymać się lewej strony brzegu. Na szczęście nie było dużej fali i w związku z tym płynęło się bardzo przyjemnie. Z wody udało mi się wyjść na 4 pozycji po 57 minutach, ale zawsze powtarzam: pływaniem zawodów się nie wygrywa.
Etap rowerowy to dwie pętle po 90km na trasie: Żywiec - Lipowa - Buczkowice - Szczyrk - Przełęcz Salmopol - Wisła - Zameczek Prezydencki - Istebna - Koniaków - Milówka - Węgierska Górka - Żywiec. Niestety pogoda nas nie oszczędzała. Od samego początku padał deszcz i wiał silny wiatr, co dodatkowo potęgowało zimno, choć i tak temperatura wahała się w okolicach 14 stopni.
Po ukończeniu pierwszej pętli musiałem się przebrać, bo ubranie było całkowicie przemoczone i dodatkowo ciężkie. Mocno odczułem trzy podjazdy: pierwszy odcinek na Salmopol, Zameczek i Koniaków, który wykończył mnie doszczętnie. Na drugiej pętli czekały mnie chwile słońca w postaci wspaniałych chłopaków z teamu :) Tadek ze słowami "uśmiechaj się Tomek!", potem Jacek i reszta ekipy, której niestety nie poznałem :)
Etap rowerowy zakończyłem w czasie 8:46min.
Trasa biegowa liczyła 24km z Żywca na Przełęcz Glinne w Korbielowie. Warunki pogodowe bez zmian, wciąż padał deszcz. Droga niebezpieczna, bo duża jej cześć prowadzona była po jezdni, ale z Pawłem daliśmy radę. Co 5km czekała na mnie ekipa wsparcia z piciem i jedzeniem, dzięki czemu pokonałem odcinek w miarę dobrze.
Na Przełęczy zmiana "sprzętu" na rzeczy do biegania po górach i pozostało mi 21km do schroniska na Markowych Szczawinach. Ze względu na bardzo trudne warunki pogodowe GOPR zabronił zorganizowania mety na szczycie Babiej Góry, więc organizatorzy zmodyfikowali trasę. Biegłem razem z Rafałem czerwonym szlakiem, który zmienił się w jedno wielkie błoto i ścieżkę wodną. Cały bieg zajął mi 7 godzin, a na mecie zameldowałem się po 17 godzinach i 5 minutach.
Impreza dla osób, które są dobrze i bardzo dobrze przygotowane.
Niestety organizacyjnie zawody pozostawiają wiele do życzenia.
Podziękowania:
Chciałbym bardzo serdecznie i gorąco podziękować moim przyjaciołom i rodzinie, którzy pomagali mi podczas zawodów: Michał, Madzia, Paweł, Rafał, Terenia, Tomek i największe moje wsparcie - narzeczona Agata :)
Bez tzw. supportu tego typu zawody stają się wyjątkowo trudne.
Kaja i Tomek z CafeMobile oraz Małgorzata Mróz-Piasecka z Warsztat Formy - dziękuję.
Są na tym świecie ludzie dobrej woli i bezinteresowni.