Źródło: Jacek Sufin
23 Oct 2012 13:14
tagi:
Gomola, Crocodile Trophy

Okazuje się, że tegoroczny Krokodyl zdecydowanie zmienił swój charakter. To nie jest już płaska etapówka, gdzie odpada każdy, kto nie trzyma koła. W tym roku organizator udowodnił, że w Austaralii da się zrobić trasę, której etapy są wymagające nie tylko szybkościowo, ale także charakteryzują się sumą przewyższeń sięgającą dwóch tysięcy metrów. Oddajmy głos naszym zawodnikom.
Etap 2
Cairns - Lake Tinaroo l 92 km/2500 m
Etap 3
Atherton - Irvinebank 111 km/2700 m
Crockodile Trophy 2012 zaskakuje trasą nawet stałych bywalców. Etapy drugi i trzeci były ucztą dla wszystkich, którzy kochają prawdziwe MTB. A przecież miało być płasko! Tymczasem drugi etap - 2700 m przewyższenia, 3 etap - 2200 m w pionie. Oba etapy zaczęły się dla nas wspinaczką w lesie deszczowym. To prawdziwa dżungla, w której można poczuć się nieswojo, zapuszczając się coraz bardziej w ciemny las i słysząc przy tym, co kilka chwil, odgłosy tropikalnych zwierząt. Oj przeliczyło się wielu zawodników, którzy zabrali zbyt duże korby pamiętając, że Krokodyl był zawsze płaskim wyścigiem. Nie w tym roku.
Start do 3 etapu
Ostatnie asfaltowe metry... Gomole w czołówce peletonu
Jazda szlakami australijskiego lasu deszczowego daje też spory zastrzyk adrenaliny przede wszystkim na szybkich zjazdach. Podłoże jest tu żwirowe i luźne, więc Latający Doktor (jak nazywamy tu lekarza wyścigu) ma naprawdę co robić, opatrując kolejne szlify zawodników, którzy położyli się na wirażach. Na obu tych etapach druga faza wyścigu, to jazda w buszu. Rdzawy pył jest wszędzie. Wgryza się w każdy zakamarek ciała i w każde łożysko. Nagrzane opony nie wytrzymują na ostrych kamieniach, a mleczko lateksowe nie łata dziur. Jest zbyt płynne, czego doświadczyliśmy na drugim etapie łapiąc dwie gumy.
Wszechobecny, rdzawy pył
Niestety straciliśmy sporo czasu na ściąganie bezdętkowych opon. Nasze Kubisy, jak na razie, dzielnie dają radę. Duże koła i pełna amortyzacja przydają się przede wszystkim na tzw. tarce w buszu. Jest to specyficzny rodzaj nawierzchni, który na 3 etapie ciągnął się przez około 50 km. Odczucia z jazdy są podobne do tych z jazdy po podkładach kolejowych.
Największym wyzwaniem jest jazda w otwartej przestrzeni. W cieniu (którego nota bene w buszu prawie nie ma) Garmin pokazał mi 42 stopnie. Picie jest zatem najważniejsze. Bufety są zorganizowane w taki sposób, że przed startem każdy zawodnik zdaje swoje rezerwowe bidony do lodówek przenośnych, które są przewożone na 1 bufet. Wjeżdżając na ten bufet zostawiamy puste bidony i bierzemy następne. Na drugim bufecie trzeba już bidony uzupełnić. System funkcjonuje dobrze, choć nie brakuje osób totalnie odwodnionych. Po trzecim etapie pod kroplówkę do Latającego trafiły 3 osoby.
Jak pisałem wcześniej, jedziemy z Szymonem rozważnie, pamiętając przede wszystkim o piciu i jedzeniu. Po 3 etapach zajmujemy 2 miejsce w parach oraz 35 i 36 w klasyfikacji generalnej. Mieliśmy spore problemy zdrowotne, które dodatkowo wymusiły spokojną jazdę. Jesteśmy jednak dobrej myśli, bo jeszcze 6 dni tej mordęgi przed nami i wyścig dopiero się zacznie, a my zrobimy wszystko, co w naszej mocy, by odrobić straty.
Czech, Ivan Ribarik, triumfator 3 i 4 etapu oraz lider wyścigu
Etap 4
Irvinebank - Irvinebank 106 km/2400 m
Busz wysysa z nas siły powoli, ale skutecznie. Upał jest wciąż nieziemski. Dziś, na 105 kilometrowym etapie wypiliśmy po 6 litrów. Jedziemy dalej, oszczędzając siły. Na dzisiejszym etapie do liderów straciliśmy tylko 4 minuty. Na czterech 25 kilometrowych rundach w buszu ścigaliśmy się na szutrach i singlach. W sumie zrobiliśmy 2200m w pionie. Nowością były słynne australijskie ciężarówki - pociągi, które kilka razy mijaliśmy na trasie. Przejazd takiego monstrum jest jednorazowym przeżyciem zrzucającym przy okazji z roweru. Widoczność spada do kilku metrów z powodu zapylenia.
Cooktown - upragniony cel i meta tego morderczego wyścigu
Niestety pech nas nie opuszcza - dziś znów defekt i strata 10 minut.
Od jutra aż do mety w Cooktown, wyścig będzie rozgrywany już właściwie tylko w buszu. Żegnamy się z lasem deszczowym i niestety górami. Niestety dla nas, że względu na brak elementów technicznych na kolejnych etapach. Od teraz liczy się to, co każdy ma pod nogą i jak maksymalnie potrafi napierać.
Pozdrawiamy serdecznie,
Fil&Szym
Po czwartym etapie drużyna Kubis Gomola Trans Airco, zajmuje drugie miejsce w klasyfikacji drużynowej CA MAN, ze stratą 43 minut do liderów. Biorąc pod uwagę specyfikę wyścigu, jego wysoki stopień trudności oraz to, że do końca pozostało jeszcze sześć dni ścigania, to jest to strata, którą nasi zawodnicy mogą odrobić.
Ich taktyka na etapówkach zawsze była podobna. Początek spokojnie, a od połowy zdecydowany atak. Do tej pory ten plan sprawdził się między innymi na Iron Bike oraz TransRockies.
Indywidualnie Filip Kuźniak jest 36, a Szymon Zacharski 37 OPEN.
Niezmiennie trzymamy kciuki i czekamy na kolejne relacje.
Tymczasem zapraszam do obejrzenia krótkiego filmu z trzeciego etapu Crocodile Trophy.