Źródło: Sławek Bartnik
01 Mar 2016 16:07
tagi:
bikepark, Leogang, enduro

Właściwie, miał być to tekst o Saalbach Hinterglemm, gdyż tam właśnie udaliśmy się z córką w pewien późno wrześniowy weekend. Wyjazd był planowany kilka tygodni wcześniej, i ciągle przesuwany, aż na samą granicę pracy parku. Niestety pogoda tuż przed wyjazdem również nam nie sprzyjała, i na miejscu zastaliśmy już tylko część pracujących kolejek, oraz rozmoknięte od opadów deszczu ze śniegiem trasy. O ile trochę błota i niskie temperatury, nie są nas w stanie zatrzymać, to brak możliwości sprawdzenia x-line, mocno nas zniechęciła do dalszego pobytu w tej miejscowości.
Po sprawdzeniu resztki czynnych wyciągów, jeszcze tego samego dnia przypięliśmy rowery do bagażnika i ruszyliśmy w stronę Leogang- Mekki bikerów z całego świata. Nie wiem na czym polega magia tego miejsca, ale gdy tylko zatrzymaliśmy samochód , poczuliśmy przypływ energii oraz świadomość, że ten wyjazd będzie jednak udany.
Na miejscu przywitał nas duży darmowy parking, o tej porze sezonu tylko skromnie zajęty przez pozytywnie rozkręconych zjazdami downhillowców. Zapach pieczonej kiełbaski i stukanie butelek długo nie dawały nam usnąć.
Następnego ranka, tuż po przetarciu oczu, szeroki uśmiech zagościł na naszych twarzach i pozostał z nami na resztę dnia. Jeśli masz jakieś marzenia związane z wyjazdem do bikeparku, to bądź pewien, że w Leogangu one się spełnią.
Już na samym progu taśma do wyciągania maluchów, aby mogły doznać pierwszych wrażeń i radości z grawitacji, upewniła nas, że to miejsce skierowane jest do całych rowerowych rodzin, a nie tylko do profesjonalistów i rozgrywania wysokiej rangi zawodów pucharu świata. Szybka lecz niestety nie tania kolejka, za 35,50 euro/dzień wynosi na szczyt, na wysokości 1760 metrów. My jednak na rozgrzewkę wybraliśmy trasę Hangman 2, zaczynającą się od stacji pośredniej, jest ona zaprojektowana dla początkujących zjazdowców, a jej końcówka przebiega po płaskim odcinku asfaltowym, kilkominutowy obrót korbą konieczny jest, aby dotrzeć ponownie pod wyciąg. Rozgrzani zapakowaliśmy się do gondoli z rowerami, opuściliśmy ją tym razem na stacji końcowej.

Na górze powitały nas zalegające resztki śniegu i temperatura około 0 stopni. Ta różnica temperatur była sporym utrudnieniem dla mojej ciepłolubnej córki. Bez dłuższego więc namysłu ruszyliśmy w dół trasą Hangman 1. Już po kilkudziesięciu metrach napotykamy na lśniące nagie korzenie, wąskie kładki i wijące serpentyny. Nie zakłócona niczym rozkosz trwająca na długości 2500m!. Trasa kończy się przy stacji pośredniej kolejki, tutaj potrzebne jest kilka minut odpoczynku na złapanie oddechu i rozluźnienie rozbudowanej muskulatury, po czym można ruszać w dół. Tym razem Flying Gangster czyli kolejne 2,5 km trasy i prawie 500m przewyższenia niezmąconej radości. Widoki oraz różnorodność i ilość przeszkód dobitnie przypomina, że chwilowo trafiliśmy do rowerowego raju. Na resztę dnia pozostała to nasza główna ścieżka zjazdowa. Odpuściliśmy trasę Speedster, gdyż jest to typowa, szybka pucharówka, momentami piekielnie stroma, aby wykorzystać w pełni jej walory, konieczne jest spore doświadczenie zjazdowe.

Nieco zawiedzeni wyłączeniem wyciągów w Saalbach, kolejnego dnia w Leogangu chcieliśmy nadrobić zaległości zjazdowe, tylko krótka przerwa na posiłek zmusiła nas do opuszczenia stoku. Doprowadziliśmy tym całkowitego wyniszczenia naszych zawiasów w nadgarstkach. Rower ze 150mm skokiem to jednak zbyt mały kaliber na Leogang. Z całą pewnością powrócimy tu w nadchodzącym sezonie, lepiej przygotowani i z wiedzą po co jedziemy. Rozpoczęcie sezonu
planujemy jednak w Mariborze.
Podsumowanie:
+ szybka gondolka
+ widoki
+ trasy odporne na opady
+ bardzo długie zjazdy o dużym przewyższeniu
+ różnorodność tras
+oferta dla całej rodziny
- jakość ścieżek (chociaż pod koniec sezonu można to pominąć)
- cena kolejki
Ocena własna 10/10