Źródło: Izabela Sekulska
09 Jan 2015 15:08
tagi:
film, kolarstwo szosowe, doping, Mała Królowa

Zakochani w sporcie i naszych sportowych idolach, wolelibyśmy nie wiedzieć nic o ciemnej stronie sportu. Czytanie o niej, „przyglądanie się” jej, niesie za sobą przecież spore rozczarowanie. Zwłaszcza wtedy, kiedy w świat „wypuszczona” zostanie informacja o kolejnej aferze dopingowej, a jej negatywnym bohaterem jest nasz dotychczasowy ulubieniec. Ciemna strona sportu jednak istnieje. Nie zniknie kiedy będziemy unikać tematu i udawać, że jej nie ma.
Filmowcy lubią tematy sportowe. Filmy o sportowcach to jednak głównie filmy o wygranych - tych, którzy się nie poddali, którzy dźwignęli się ze sportowego niebytu, często również z życiowego dna. Łatwo i wdzięcznie opowiada się, a jeszcze lepiej ogląda obrazy o sportowych, pozytywnych bohaterach. Rzadko mamy do czynienia z filmami fabularnymi, które opowiadają o sportowcach „upadłych”.
Stosowanie dopingu to główny temat filmu, o którym dzisiaj będzie mowa. Tego trudnego tematu nie bał się podjąć kanadyjski reżyser Alexis Durand-Brault. Zainspirowany historią kanadyjskiej zawodniczki Genevieve Jeanson nakręcił film pt. „Mała królowa” (w języku francuskim tak właśnie rowerowy slang określa rower). Film wywołał spore kontrowersje jeszcze zanim na dobre zagościł w kinach.
Podczas Międzynarodowego Festiwalu Filmów Frankońskich we francuskim Angouleme oglądając początkowe sceny filmu kilkanaście osób zemdlało, jedna z nich trafiła do szpitala, projekcję filmu przerwano. Czy aby nie była to tylko próba promocji filmu? Sceny faktycznie są dość nieprzyjemne do oglądania, ale czy aż tak drastyczne, żeby mdleć? W dzisiejszych czasach kiedy filmowcy potrafią szokować nas znacznie bardziej, kiedy ekrany ociekają krwią i przemocą, scena w której bohaterka pod prysznicem aplikuje sobie kroplówkę, kiedy wkłuta w rękę igła wypada, powodując rozległy wylew – nie powinna chyba nikogo przyprawiać o problemy zdrowotne. Bo że w pewien sposób przeraża - to nie podlega dyskusji.
Uprawiająca kolarstwo Julie jest zawodniczką ze światowej czołówki. Na dwa wyścigi przed końcem sezonu prowadzi w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata. Wydaje się, że Julie ma wszystko – wspierających rodziców (jeżdżą za nią na każde zawody), trenera, który potrafi odpowiednio zmotywować, drużynę w której jest liderką i która podczas wyścigów pracuje na nią, ma pieniądze i sławę. Tyle, że za tym wszystkim stoi DOPING, o czym wiemy już od pierwszych scen filmu (w pierwszej scenie Julie wyjmuje z lodówki ampułkę i robi sobie zastrzyk, robi to szybko, odruchowo, jakby właśnie wypijała kolejną filiżankę kawy). Ot, codzienny rytuał.
Po tej scenie film nabiera takiego tempa jak gdybyśmy oglądali film akcji. Do mieszkania, w którym przebywa zawodniczka i jej trener, dzwoni przedstawiciel komisji antydopingowej. Julie jest zdziwiona ponieważ była kontrolowana poprzedniego dnia. Zaczyna się wyścig… nie ten kolarski, a wyścig z czasem, który ma za zadanie zniwelować skutki dopiero co zrobionego zastrzyku. Tym razem udaje się oszukać przeznaczenie. Badanie krwi niczego niepokojącego nie wykazuje.
Film świetnie pokazuje jak działa system kontroli antydopingowej w kolarstwie. Nie była to dla mnie niespodzianka - przeczytałam o tym wcześniej w książce Mai Włoszczowskiej „Szkoła życia”. Zawodnik musi przekazywać na bieżąco (z dużym wyprzedzeniem) swoje plany dnia. Gdzie będzie, co będzie robił. Kontroler może pojawić się niespodziewanie, np. o 6 rano w domu zawodnika. Jeśli coś zmieni się w planie, a zawodnik tego w porę nie zaktualizuje, grozi mu zawieszenie. Oddawanie próbek moczu po zawodach to zupełne pozbawienie zawodników intymności. Jak wygląda? Przekonajcie się sami – jest taka scena w filmie…
Julie trenuje, przygotowuje się do kluczowych wyścigów sezonu, pełna nadziei na zwycięstwo i nagle dociera do niej wiadomość, że lekarz, który pomagał jej w dopingowych praktykach zostaje aresztowany, a ona jest na czarnej liście zawodników, którym „pomagał”. Musi odpierać zarzuty, bronić się. Co stanie się dalej? Zachęcam do obejrzenia.
Nie jest to zapewne arcydzieło kinematografii światowej, ale to sprawnie nakręcony film (chociaż dla kolarzy niektóre sceny kolarskie będą mało wiarygodne). Film budzi jednak sporo emocji i sporo refleksji. Czy rzeczywiście kolarstwo jest jednym ze sportów, które niechlubnie wyróżniają się jeśli chodzi o stosowanie dopingu? Czy może po prostu system kontroli antydopingowej jest na tyle sprawny, że więcej osób „wpada”? A jeśli tak, to jak jest z innymi dyscyplinami? Ilu jest naprawdę czystych sportowców ze światowej czołówki? Jak bardzo ze swoim zdrowiem, życiem igrają sami zawodnicy, jak bardzo uwikłani w to są trenerzy, menadżerzy, lekarze?
Nie wiem jakie cele przyświecały reżyserowi kiedy podjął decyzję aby nakręcić film na temat dopingu w sporcie. Czy uznał, że to po prostu interesująca historia? Czy uznał, że fabuła będzie „nośna”, więc film dobrze się sprzeda? A może stało za tym coś więcej? Może miał jakąś misję? Nie wiem, ale myślę, że film powinno się pokazywać młodym kolarzom. Ku przestrodze. Wierzę, że są jeszcze trenerzy, dla których w procesie sportowej edukacji pokazanie młodemu adeptowi kolarstwa takiego filmu będzie miało głęboki sens.
Bo gdyby patrzeć na sprawę tylko i wyłącznie przez pryzmat postaci trenera Julie, to ciężko byłoby uwierzyć, że którykolwiek trener będzie miał „interes” w tym, żeby jego zawodnik u progu sportowej kariery taką edukację otrzymał.
Ja jednak wciąż wierzę w to, że jest też jasna strona sportu. Nawet tego zawodowego.
Mała królowa
gatunek: Dramat
produkcja: Kanada
premiera: 13.06.2014 - Świat
reżyseria: Alexis Durand-Brault
scenariusz: Alexis Durand-Brault
czas: 108 min.
Zdjęcia pochodzą ze strony http://lapetitereine-lefilm.com/photos