Źródło: Jacek Sufin
15 Oct 2014 10:04
tagi:
Gomola, MTBM, Istebna,

Istebna.
Nie ma w kraju (poza nim także nie) drugiego takiego miejsca, które ludziom gór i rowerów, czyli rasowym mountainbikerom, mogłoby nieść podobne emocje. To tutaj od wielu już lat rozgrywana (a może rozjeżdżana) jest jedna z cięższych, europejskich etapówek – MTB Trophy.
Ale Istebna to także miejsce, gdzie swe zakończenie zawsze miał cykl MTB Marathon. Cykl, na trasach którego nie było miejsca na kompromisy, cykl w którym wielu nie odważyło się wystartować, cykl – co by o nim nie napisać – który obrósł pewną, nie bójmy się tego słowa, legendą. W tym roku także, zgodnie z tradycją, ściganie firmowane przez GG miało swój koniec w Istebnej.
Trasa może nie tak ciężka, jak kultowy już Karpacz, ale wciąż wymagająca, z najsmaczniejszym beskidzkim podjazdem – Ochodzitą. Odrobinę trudności odebrała pogoda. To ona przyczyniła się do tego, że sławny twórca tras – Kowal – utopił dzień wcześniej swe niezatapialne Pajero (którym swego czasu zjechał Drogą Krzyżową do Bardo – co przysporzyło mu światowego rozgłosu). Po owej przygodzie, Michał postanowił odpuścić nam najbardziej błotniste odcinki i nieco zmodyfikował trasę, która jak zawsze w tym cyklu była zacna. Pozwolę sobie jednak pominąć szczegóły – kto był, ten wie, a ci których zabrakło, z pewnością przeczytali już szczegółowe relacje w innych portalach.
W zamian pokuszę się o kilka akapitów traktujących o całym sezonie 2014.
To kolejny udany rok funkcjonowania naszego teamu – Gomola Trans Airco. Tak indywidulanie, jak i teamowo zaznaczyliśmy wyraźnie swoją obecność na krajowej scenie MTB. Nie raz i nie dwa wywoływano na podium zawodniczki i zawodników w niebiesko pomarańczowych barwach. Triumfowaliśmy w cyklu, od którego zacząłem ten tekst, ale nie tylko. Trudno było nas nie zauważyć na trasach Cyklokarpat, Bikemaratonu, serii Volvo Triathlon, a także wielu innych, pomniejszych imprez. Mocnym składem wystąpiliśmy w dwóch najcięższych w okolicy etapówkach – Beskidy MTB Trophy oraz Sudety MTB Challenge. To były wspaniałe dni spędzone w doborowym towarzystwie.

Ale nasze bycie kolarzami górskimi, to nie tylko starty i przyjmowanie trofeów – zorganizowaliśmy już po raz trzeci zawody XC z serii Hołda Race i po raz trzeci odnieśliśmy niemały sukces. Ilość uczestników przekroczyła znacznie frekwencję na jakikolwiek innych krajowych zawodach XC, a startujący mówili, że takiej organizacji i oprawy życzyliby sobie na każdym wyścigu. To bardzo budujące i obiecuję, że dołożymy wszelkich starań, aby taki standard był naszą wizytówka w kolejnych odsłonach Hołda Race.
Jesteśmy także mocno zaangażowani w szeroko pojętą ekologię – Strefa Zrzutu to nasze dziecko. Dziecko, które za chwilę skończy trzy lata. W tym sezonie reaktywowaliśmy tę akcję na MTB Marathon, a także – przy pełnej współpracy organizatora – zainaugurowaliśmy ją podczas jednej z edycji Cyklokarpat. Akcja spotkała się z entuzjastycznym przyjęciem przez większość tam startujących zawodników. Byli też i tacy, którzy uznali to za dziwactwo – dziś w tym uważaniu są osamotnieni, a jutro pewnie okaże się, że wyginęli… niczym dinozaury.

Organizowaliśmy także inne eventy – jechaliśmy dużą grupą tuż przed i zaraz po peletonie Tour de Pologne na lotnej premii w Siemianowicach Śląskich, a po przejeździe kolarzy zorganizowaliśmy kilka ciekawych akcji na tamtejszym rynku – był pokaz spinningu w wykonaniu zaprzyjaźnionego kluby Get Fit, były masaże i porady fizjoterapeutyczne serwowane przez Centrum Synergia, nasz teamowy mechanik i zawodnik w jednym, wcielił się w Doktora Bike i udzielał porad najmłodszym fanom kolarstwa.
Jest jeszcze coś takiego, co ma wartość większą niż wszystkie akcje, medale i puchary, które nam wręczono. To przyjaźń. Ten team, to nie tylko jeden kierunek – wynik. To także wspólne treningi, wyjazdy, imprezy, spędzanie czasu, pomoc w chwilach, gdy jest potrzebna. Gomola Trans Airco to ludzie, na których można polegać w każdej sytuacji. Ten team to nasz rowerowy rock’n’roll, a jak wiadomo bez niego żyć nie sposób.
Jeżdżenia w GTA to coś, co nas określa i nie minę się z prawdą, gdy napiszę, iż wyróżnia na polskiej scenie MTB.
Zacząłem od końca, właściwie od zakończenia, pozwolę sobie jeszcze na chwilę do niego powrócić. Jak już powszechnie wiadomo, w Istebnej nastąpił koniec nie tylko sezonu 2014 MTBM, ale także całego cyklu. W 2015 roku nie będzie już zjazdów podnoszących ciśnienie, niekończących się podjazdów i dzikiej radości z ukończenia każdej edycji. To był naprawdę kawał prawdziwego MTB i nie wydaje mi się, by w najbliższym czasie znalazł się w Polsce ktoś, kto zrobi coś chociażby zbliżonego do tras wyznaczanych przez Kowala. Nie sądzę, by znalazł się głos, który tak poprowadzi imprezę, jak potrafił zrobić to Mrozu. Jestem pewien, że ze świecą szukać takich dziewcząt z obsługi biura czy też chłopaków z ekipy technicznej.
Nie mam zamiaru domyślać się, dlaczego zapadła taka decyzja – pozostawię to tym, którzy zawsze wiedzą więcej i lepiej.
Grzesiek, dziękuję za te kilka lat ścigania.
Ale są też dobre wieści, wszak każda historyjka winna kończyć się happy endem. Zgodnie z tym. co usłyszeliśmy w Istebnej, spotkamy się na Trophy i na Challenge, a wieść gminna niesie, że w bonusie Kowal szykuje nam niesamowitą trasę w Karpaczu – to ma być pojedynczy wyścig, ale ponoć tak zacny, że zapadnie nam głęboko w pamięć. Mocno oczekujemy.
To co? Teraz odrobina rozluźnienia, a za chwilę start okresu przygotowawczego… nudne trenażery, przerzucanie żelastwa i takie tam zajęcia pod dachem... a może nie tak nudne, bo w głębokim śniegu?
Wiosną zgrupowanie z przyjaciółmi, a w kwietniu pierwszy start… w którymś z cykli. Wszak, pomimo braku MTBM, jeździć należy, a nawet bardzo należy ;)