Źródło: Filip Kuźniak
05 Aug 2015 20:28
tagi:
Gomola, Iron BIke

Trzeci etap IronBike 2015 od wielu lat elektryzuje zawodników i kibiców. Przewyższenie, które w tym roku sięgnęło prawie 4800 m, dystans 135 km i 20 kilometrowa wspinaczka na szczyt Bellino (3000 mnpm) budzą u niektórych respekt, a u innych strach.
Na etap nie można się rzucić tak po prostu jak na każdy inny. Siły podczas 10 godzinnej jazdy trzeba rozsądnie rozłożyć.
Dzień rozpoczęliśmy o 4 rano od śniadania w forcie Vinadio.
O 6.00, półprzytomni pojawiliśmy się na starcie.
Bellino jest rodzynkiem tego etapu, ale aby się na niego dostać najpierw trzeba w tempie wyścigowym (odcinek specjalny) pokonać niewiele mniejsze wzniesienie - Passo Gardetta wznoszące się na wysokość 2450 mnpm. Wjechaliśmy tam w dobrym tempie, w rześkim porannym powietrzu i przepięknej pogodzie. Nagroda był świetny zjazd w księżycowym krajobrazie.
Podjazd na Bellino zaczęliśmy kilkukilometrową spinaczką po asfalcie, które dla Filipa i jego Pulpeta (fatbike) okazały się zmorą tego wyścigu. Przy wjeździe na cześć szutrowa podjazdu okazało się, że głównym przeciwnikiem zawodników w tym dniu będzie nie przewyższenie, ale dujący bardzo mocno wiatr. W wielu odkrytych miejscach wręcz zrzucał z roweru i kompletnie uniemożliwiał wjazd na sam szczyt Bellino.
Bellino to nie tylko kilkugodzinny podjazd, ale także długi, techniczny, nie dający odpocząć zjazd.
Ostatnie wzniesienie na tym etapie to w większości asfaltowy (niech to szlag!) podjazd na Colle del Prete (1717 mnpm), zakończony jednak genialnym trawersującym zjazdem na metę odcinka specjalnego.
Do mety w Cavour miał nas zaprowadzić długi asfalt wśród pól kukurydzy, który ostatecznie potwierdził, że ta nawierzchnia jest jedyną, która kompletnie nie nadaje się do jazdy na fatbiku. Jednak zaprzyjaźniony Belg Dieter i Austriak Axel dociągnęli as do obozu w Cavour, gdzie w cieniu namiotu Synergii i Multivana Bus4Active czekał już nas nasz supporter Mateusz.