Źródło: Wiola Piątek
25 Nov 2012 20:02
tagi:
Rychlebské stezky

To była połowa października, udany sezon 2012 już za nami, okres roztrenowania, czyli spokojne kręcenie, wycieczki, chwila oddechu. O tym miejscu, u naszych południowych sąsiadów, słyszeliśmy od znajomych. Zachwalali i polecali. Decyzja zapadła spontanicznie. Wypożyczyliśmy rowery testowe jednej z e znanych marek (fulla z 120mm skoku oraz 29er), na których pojeździliśmy po lasach w okolicach Bytomia, ale nie były to trasy mogące w pełni pokazać możliwości tych rowerów. Postanowiliśmy spróbować czegoś ciekawszego. Decyzja o wycieczce do Czech zapadła dość spontanicznie.
Rychlebské stezky to raj dla bikerów, zlokalizowany w okolicy Černé Vody i mogący zaoferować pełne spektrum przeżyć związanych z jazdą na rowerze górskim. Powstały poprzez rekonstrukcję i adaptację starych ścieżek myśliwskich- powstała sieć, połączonych w jeden organizm, single tracków. Trasa składa się jakby z dwóch części. Pierwsza jest łagodna, do przejechania przez każdego bez większych trudności, druga wymaga już nieco więcej umiejętności technicznych.
Łatwiejszy szlak nazywa się Trail podel Černėho Potoka, sieć trudniejszych ścieżek to Traily pod Sokolim Vrchem. Pojechaliśmy tam, by z ogromną radością i przyjemnością pobujać się na rowerkach, nacieszyć się samą jazdą, no i sprawdzić na własnej skórze, jak to jest z tym dużym kołem . Ścieżki prowadzą w głąb lasu, kluczą między drzewami i granitowymi głazami, ciągną się poprzez osypiska kamieni, wiją się wzdłuż kaskad górskich potoków.
Czasem trzeba wjechać na delikatny profil z gliniastego podłoża, innym razem na wyłożoną obrobionymi kamieniami trasę, tuż obok zalanych kamieniołomów, pewnie latem byśmy wskoczyli do wody, by się ochłodzić. Po chwili wjeżdża się na grzbiet pasma, gdzie odpoczywając można podziwiać przepiękne widoki na okolice. Druga pętla, jak już wspominałam, jest dla bardziej doświadczonych bikerów. Granitowe płyty, kładki, brodziki… to także Rychlebské stezky.
Ruch tam odbywa się w jednym kierunku, więc przed wjechaniem dobrze jest mieć plan, którą trasą chcemy sobie pojechać, tak by zaliczyć przynajmniej raz każdą ze ścieżek. Najtrudniejsza jest Czarna Wales. Przyznam się, że nie przejechałam jej całej. Może za rok się uda, bo na pewno tam wrócimy, by znów zaznać tej frajdy. Spotkaliśmy wielu równie zachwyconych jak my – kolarzy MTB, a także przemknęli obok nas downhillowcy. To już wyższy stopień wtajemniczenia – prędkości jakie tam osiągają, są dla nas szokujące.
Jeżdżąc po tych ścieżkach należy docenić pracę, jaką włożyli w to przedsięwzięcie pomysłodawcy i twórcy, a także żałować, że w naszych górach nie ma takich miejsc.
Jednym słowem serdecznie polecamy i zapewniamy, że gdy zasmakujecie tej zabawy, to na pewno będziecie chcieli tam wracać.
Wiola i Dawid