Crocodile Trophy czyli... smak kangurzego mięsa
Źródło: Jacek Sufin
26 Oct 2012 17:49
tagi:
Gomola, Crocodile Trophy

Siódmy etap Crocodile Trophy przeszedł do historii. Nasza drużyna pewnie utrzymuje się na drugim miejscu. W dzisiejszej relacji Filipa, prócz wiadomości z trasy, także kilka słów o australijskiej faunie, ekstremalnych warunkach pogodowych, smaku kangurzego mięsa oraz o organizacji takiego ogromnego przedsięwzięcia, jakim jest „Krokodyl”
Po dobrym, bo deszczowym etapie, Australia, niestety dla nas, wróciła do normy, serwując nam dwa najcięższe dotychczas dni. Etap 6, najdłuższy, bo 127 kilometrowy, wyssał z nas wszystkie siły. Pierwsze 70 kilometrów, po wietrznych płaskich drogach outbacku pokazało, że nie mamy szans na walkę o pierwsze miejsce. Zawodnicy z czoła peletonu ciągną tak mocno, że nie potrafimy im trzymać koła. Większość ze startujących tu Australijczyków i Belgów, to szosowcy. Kiedy pojawiają się góry, czy sekcję techniczne… wówczas zaczynamy odrabiać, ale niestety, tych odcinków technicznych jest zbyt mało. Siódmy etap, to znów jazda szerokimi żwirowymi drogami po buszu, w pyle i pełnym słońcu.
Na trasie dzisiejszego etapu
Zaraz po starcie poszły ucieczki. My mogliśmy tylko jechać swoje. Dziś miało być przyjemniej niż wczoraj, bo tylko 90 kilometrów. Ale za to słońce przygrzało jeszcze mocniej. Po przyjeździe na metę, Garmin wskazał w cieniu 41 stopni.
Od kilku dni obozy są rozbijane po prostu in the middle of nowhere, czyli w buszu. Bez dostępu do wody, prądu. Organizator buduje obóz wyścigu, korzystając z generatorów, ciężarówek, przywożąc wodę pitna. Przenośne prysznice ciągną wodę skądkolwiek, np z pobliskiego stawu, czy też strumienia. Kilkadziesiąt osób codziennie rozbija 60 namiotów, gotuje kolację dla 200 osób.
Fil, kilkanaście minut po przekroczeniu mety siódmego etapu
Mechanicy, w swoim przenośnym warsztacie remontują (za darmo), kilkadziesiąt rowerów dziennie. Wszystko jest zorganizowane perfekcyjnie, do tego stopnia, że po wjechaniu na metę można od razu zjeść makaron oraz napić się zimnego piwa.
Oprócz upału i pyłu, busz pozwolił nam zobaczyć z bliska kangury, które raz przebiegły nam tuż przed kołami. Dotychczas nie mieliśmy - na szczęście - okazji spotkać australijskich węży i jadowitych pająków. Jednak przezornie i zgodnie z prośbą organizatora, zawsze skrupulatnie sprawdzamy i zamykamy namiot. Mamy wciąż nadzieję zobaczyć gdzieś na wolności krokodyla. Dotychczas przekraczaliśmy trzykrotnie rzeki, ale tytułowych gadów wyścigu tam nie było.
Nieocenieni mechanicy i ich warsztat w środku buszu
Obozowisko
Jedziemy dalej. Pozostały dwa etapy. Obecnie na pięć dwuosobowych drużyn plasujemy się na drugim miejscu i mamy czysto teoretyczne szanse na odrobienie strat do liderów. Spróbujemy jednak, w ósmym dniu wyścigu, czyli jutro, zrealizować marzenie o wygraniu etapu i tradycyjnego bumerangu, którym nagradzany jest zwycięzca kategorii. Po przejechanych już 700 kilometrów będzie to duże wyzwanie. Potrzebujemy wielu zaciśniętych kciuków w Polsce.
Dziś na kolację mieliśmy makaron i mięso z kangura (w smaku podobne do wołowiny)
Pozdrawiamy serdecznie,
Fil&Szym
Po siedmiu etapach team Kubis Gomola Trans Airco zajmuje pewne, drugie miejsce w CA MAN.
Filip Kuźniak jest 29, a Szymon Zacharski 30 w klasyfikacji OPEN.