Źródło: Wioleta i Dawid Piątek
09 Jul 2012 20:17
tagi:
Gomola, Powerade Garmin MTB Marathon, maratony, MTB, Stronie Śląskie

Myślę, że nie tylko my ten maraton tak odebraliśmy. Po bardzo ciężkim ścigu w Karpaczu, nastawienie przed Stroniem Śląskim było nieco bardziej pozytywne. Grzegorz w Karpaczu zaserwował nam ogromną dawkę emocji, moc przewyższeń i niesamowicie trudnych zjazdów. Mając w pamięci zeszłoroczny maraton w Międzygórzu i biorąc pod uwagę fakt, że Stronie Śląskie znajduje się w tej samej okolicy, spodziewać się można było szutrowych podjazdów oraz zjazdów, nie wymagających jakiś wyjątkowych umiejętności.
Dzień przed maratonem, nad okolicą przeszła intensywna burza i po tygodniu suszy pojawiły się znów w głowie myśli: „jakie opony założyć, będzie błoto czy nie?”
Ostatecznie zdecydowaliśmy się na agresywniejszy bieżnik, bo nigdy przecież nie wiadomo, jaka będzie nawierzchnia, a do przejechania mieliśmy 82 kilometry na dystansie giga. Okazało się, że wybór był trafny. Pomimo słonecznej pogody w dniu maratonu, na trasie było nieco błota.
Dawid tuż przed Wiolą, tu akurat mało widoczny
Z opowiadań kolegów jadących mega, dowiedzieliśmy się, że trasa faktycznie poprowadzona była głównie szerokimi duktami górskimi, miejscami kamienistymi, co właściciele „sztywniaków” mogli poczuć zapewne bardziej dotkliwie.
Dystans giga, którego przejechanie było naszym celem, był bardziej zróżnicowany pod względem nawierzchni. Ostatnia część podjazdu do schroniska na Śnieżniku oraz zjazd do miejsca gdzie trasa ponownie łączyła się z dystansem MEGA, pozwoliły na chwilę przypomnieć sobie zjazdy, jakich bezlik mieliśmy w Karpaczu. Natomiast przejazd szlakiem prowadzącym wzdłuż granicy, kończący się podjazdem na Rudawiec (1106 m.n.p.m.) spowodował, że do głowy powrócił Złoty Stok i Góra Borówkowa.
Mietek Berezik - wyczerpał limit pecha na ten sezon i teraz staje się bezkonkurencyjny w M5
Odcinek ten może byłby i przyjemny, ale w suchych warunkach… po opadach deszczu wśród ogromu krzaków borówek, singiel którym przebiegała trasa zamienił się miejscami w błotne bajorka, poprzecinane mnóstwem korzeni. Jazda po nich miejscami była praktycznie niemożliwa. Na tym odcinku pewnie wielu spośród tych, którzy posiadają jeszcze hamulce V-brake postanowili, że najwyższy czas na inwestycje w sprzęt.
Krysia, jedna z naszych gigantek
Po przebrnięciu przez wspomniany gąszcz borówek, w pamięci utkwił nam jeszcze jeden około pięciokilometrowy podjazd, kończący się dosyć ostro. Później już tylko częściowo asfaltowy, a częściowo kamienisty zjazd do mety. Mycie rumaków, makaronowy bufet i można było jechać do domu, omawiając w samochodzie ze znajomymi przejechany maraton.
Podsumowując, super pogoda, bardzo fajna i urozmaicona trasa, idealne rozstawienie bufetów. Miłym zaskoczeniem był specjalny bufet dla gigowców zjeżdżających ze Śnieżnika – tego było nam trzeba!
Koledzy z M4 obiecali, że w Ustroniu całe pudło będzie nasze. Trzymamy Was za słowo!
Nazwa naszego teamu była wymieniana podczas dekoracji wielokrotnie, co oznacza, że był to udany start. Na szczególną uwagę zasługują: Michał Ficek 2/M2, Filip Kuźniak 4/M3 na dystansie GIGA, Sławek Bartnik 1/M4, Piotr Klonowicz 3/M4 oraz Marek Kolacha 5/M4, Mietek Berezik 4/M5 na dystansie MEGA oraz Marek Alchimowicz 1/M3 na MINI.
Zapraszamy do obszernych galerii z tego wyścigu:
-
galeria GTA
-
galeria ogólna, sprawdź, czy także Ciebie uchwycił nasz fotograf!